Binche na co dzień niewielkie spokojne miasteczko, ale raz w roku głośne, tłoczne i kolorowe. Dlaczego? Za sprawą słynnego karnawału, który właśnie w tej niepozornej mieścinie się odbywa. Tradycje hucznego pożegnania karnawału sięgają tutaj XIV.  Mówi się, że zapoczątkowała je Maria Węgierska organizując procesję Indian z Ameryki. Mieszkańcy Binche zainspirowani indiańskimi strojami i tańcami stworzyli Gille de Binche, które kultywowane są po dzień dzisiejszy.  Karnawał w Binche w 2003 roku został jako jeden z trzech nal świecie wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.  

Przygotowania do tej uroczystości zaczynają się kilka tygodni wcześniej, wtedy zbierają się grupy, przygotowują przebrania, ćwiczą przemarsz. Apogeum świętowania przypada na ostatnie trzy dni przez środą popielcową. W niedzielę koło 16.00 na ulice wychodzi kolorowy orszak, który przy dźwiękach bębnów przechodzi przez miasteczko. Można było zobaczyć mieszkańców przebranych za różne postacie z bajek  Mario, Kubuś Puchatek itp. Nie brakowało też kotków, księżniczek, wojowników. Tradycja każde, by mężczyźni przebierali się za kobiety, co również i w tym roku uczyniono. Orszak robi wrażenie, jest bardzo kolorowo i głośno, ponieważ każda z grup ma oddzielną ekipę muzyków, wystukujących rytm na bębenkach.  Powoduje to, że robi się naprawdę niezły łomot. 



Na rynku panowała atmosfera zabawy z dużą ilością piwa, konfetti i śmieci. Kultura bawiących się ludzi nie powalała. Po przejściu orszaku przebierańców, ludzie przenieśli się do pabów gdzie świętowanie trwało do rana.  Ale to nie koniec imprezy, niedziela i poniedziałek to tylko rozgrzewka. Prawidłowy karnawał zaczyna się we wtorek.  

Mardi Gras (we wtorek) należy do Gillów.


Obchody zaczynają się wczesnym rankiem, wtedy to Gille zbierają się, chodząc od domu do domu. Z różnych stron miasta nadchodzą przy dźwiękach muzyki (Gill może poruszać się tylko wtedy, gdy gra muzyka). Gromadzą się w grupy i około 9.00 przechodzą przez miasto. Wtedy ich twarze zakrywają białe maski z zielonymi oczami, które wykonane są z materiału pokrytego warstwą wosku. Ubrani są w kolorowe płócienne stroje ozdobione koronkowym kołnierzem, mankietami oraz wypchane słomą. Na nogach mają drewniane chodaki, którymi wystukują rytm. W ręku trzymają małą miotełkę symbolizującą wypędzanie złych duchów i zimy. Poruszając się powoli przy rytmicznych uderzeniach bębnów, ma się wrażenie jakby Gille były w transie. Niezwykły widok, który jednocześnie wprawia w zachwyt i przerażenie. Cały orszak przebierańców dochodzi na rynek, tańczy w kółku i następuje przerwa w uroczystości.




na zdjęciu ja z Gillami :-) 

Popołudniu (około 15.30) Gille gromadzą się ponownie. Teraz na głowach mają ogromne 1,5 metrowe "kapelusze" z ptasich piór w ręku natomiast trzymają już nie miotełkę, ale kosz z pomarańczami. Przechodząc paradnie przez miasto rzucają pomarańcze w tłum. Atmosfera karnawałowego szaleństwa udziela się szczególnie gdy pomarańcze rozpryskują się gdzieś o mur, wtedy słychać "ulalala" (bo mówi się tu po francusku). W tym pochodzie Gillom towarzyszą arlekiny i pierroci.
  



Największe wrażenie wywarł na mnie tłum tańczących Gillów w maskach a później przepiękne białe pióropusze, których było tak dużo, że z daleka tworzyły jakby biały dywan. Piękna tradycja... oby kultywowana przez następne pokolenia. Osoby liczące na tańczącą paradę w skąpych strojach odsyłam do Rio, tutaj można poczuć folklor nie gorącą sambę. Choć nie zaprzeczam, jedno i drugie piękne. Karnawałowe szaleństwo trwa trzy dni, zdecydowanie polecam jednak wtorek. Niedzielnej parady nijak nie da się  porównać do wtorkowego marszu Gillów. Pierwsze trochę nudzi i zalatuje tandetą,  drugie wprawia w zachwyt i  oczarowuje prawdziwym folklorem.  


Gdyby ktoś chciał się wybrać za rok odsyłam na oficjalną stronę miasta i karnawału www.binche.be www.carnavaldebinche.be 


Leave a Reply

© wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.